czwartek, 26 maja 2011

Piknik na skoszonej trawie,,,

Dziś z okazji dnia matki, zbliżającego się dnia dziecka i oczywiście nadchodzącego wielkimi krokami końca roku szkolnego ( i przedszkolnego również) odbył się piknik w naszym przedszkolu.
Mamusie napiekły ciast przeróżnych - ja również... niebieskie z różową pianką na wierzchu (pochłoniętego jako pierwsze, wszystkie dzieciaki jadły), byli animatorzy, były konkursy dla mam i dzieciaków, śpiewy i tańce (też śpiewałam czy raczej może wyłam). Dzieciaki zgarniały kolejne lizaki, rozśmieszały rodziców...
Przedszkole jest jak już kiedyś Wam opowiadałam prowadzone przez Siostry Zakonne... i niefortunna odpowiedź jednej z dziewczynek ma pytanie czyja córką była Jasmina z Alladyna... otóż była "córką szatana"!! (chodziło o córkę sułtana).
Rechot było słychać w całej okolicy... zdrowy rechot rodziców i ta mina S. dyrektor...
Warte zapamiętanie chwile, radość, zdrowa rywalizacja miedzy dzieciakami i tańce.
Tyle zabawy, warto brać udział w tego typu imprezach, szkoda, że to już ostatnia w tym składzie przedszkolnym...

poniedziałek, 23 maja 2011

Z natchnienia i potrzeby serca...

Takie oto dzieła poczyniłam ostatnimi dniami... miałam potrzebę wewnętrzną, chciałam jakoś spożytkować nagromadzone chęci... co wyszło... to widać.








Oraz takie cosie nazwane przez mojego własnego prywatnego małża rybimi oczami...

sobota, 14 maja 2011

Na granicy absurdu...

Zaczęło się niewinnie... ponieważ dziecko urosło a rower nie, wystawiłam go (rower rzecz jasna nie dziecko)na aukcję alledrogo...
Mili ludzie prosili o więcej danych, o więcej zdjęć i generalnie są zainteresowani... ale jedna osoba pytaniem przywołała głupawe wspomnienie z czasów, kiedy poszukiwaliśmy odpowiedniego mieszkania do kupienia... Wówczas to miła starsza pani zapytała czy mogłaby z nami pomieszkiwać... a dziś pytanie o termin zapłaty za ewentualnie (jeszcze się nawet nie zapowiada na zakup)4 - 5 tygodni...
To co? chcemy kupić rower czy nie? albo chcę, oferta jest dobra albo nie chcę, bo możne będzie coś ciekawszego... Normalna sprawa, że kupując coś chcemy, żeby oferta była dla mnie kupującego korzystna... Nawet się nie zdobyłam na odpowiedź... chyba bym nie potrafiła w sposób grzeczny i elegancki kazać się popukać po głowie...

Ale to nie wszystko!
Zaliczyłam dziś potężny napad śmiechu! Z racji częstych niezapowiedzianych wizyt elementu społecznego - obcego w naszych piwnicach, postanowiliśmy zamontować kratę broniącą dostępu do w/w pomieszczeń osobom postronnym... Sąsiadka usłyszała hałasy na klatce i wyjrzała... a tam miejscowe dzieciaki licytowały się kto dotknie kraty bo ona pod prądem...
Aż przyszła po mnie bo kratę pod prąd podłączyli... fakt, oznakowali to ale jednak... Okazało się, że to ktoś z wyższym poczuciem humoru przykleił znaczek zerwany z szafki rozdzielczej włączników elektrycznych...
Rżałam jak głupia zgięta w pół! Miałam tak nieprawdopodobny ubaw, że się sąsiadka speszyła... a potem rechotała ze mną...

wtorek, 10 maja 2011

... ciag dalszy...

Dobra, jestem, żyję, ząb załatany ale... bez przygód się nie obyło...
Dotarłam do przychodni, jako trzecia w kolejce byłam... okazało się że wszyscy z jednej podstawówki.... odczekałam swoje... wejszłam do gabinetu... opowiedziałam jakie to mnie szczęście spotkało (ze łzami w oczach), poprosiłam o większy młotek celem znieczulenia... lekarz odmówił bo nie będzie wiercił... zapomniał o wytrawianiu kwasem (fosforowym jakby kto pytał) i przedmuchiwaniu do osuszenia "zębiny". Łzy mi się lały okropnie ale przeżyłam.
Założył mi ślicznie nowiutką plombusię, i jak już ją szlifował żebym se języka nie pokaleczyła plomba zrobiła "pyk" i mu w łapie wylądowała...
Wywiązała się dyskusja "musi to pani w prywatnym gabinecie zrobić bo te państwowe plomby się nie utrzymają" (jestem szczęśliwą posiadaczką protezy zębowej), wiem, że robią "prywatne" plomby w państwowych i zapytałam, usłyszałam cenę i kazałam robić...
Mam nową plombę, kosztowała swoje... z gwarancją jest... zobaczymy...
W następną środę mam kolejna wizytę...

... i masz babo placek...

Taaaaa dokładnie tydzień temu - znaczy we wtorek spadła mi plomba z ząbeczka... śniadanie konsumowałam lubieżnie i chrupło... nie śniadanie tylko plomba!
Wczoraj był termin wizyty... zestresowana udałam się do przybytku znanego jako przychodnia stom. i oddałam w ręce siły fachowej pod postacią sporego faceta płci męskiej - niewątpliwie...
I cóż było dalej? Zrobił tenże facet płci przeciwnej porządek z moim zębem, załatał go i nawet pozwolił mi przyjść jeszcze raz pomimo mojej histerii...
A dziś obudziło mnie obrzydliwe chrupnięcie i okazało się że mi plomba spadła!! Ratunku!! czekam już tylko na otwarcie przychodni... ze łzami w oczach i zestresowana jak wczoraj...

środa, 4 maja 2011

"Dama tyfusowa"

To określenie usłyszałam od koleżanki na widok mojej nowej fryzury... Wiadomo jak tylko zrobiłam ładne zdjęcia facjaty trzeba było coś zmienić...Padło na włoski... gęste jak trawnik przed pałacem Buckingham i niesforne jak stado ślimaków... każdy w inną stronę i ani myślą o współpracy... Dobił mnie łupież! Już udało mi się go pozbyć... już się chwaliłam w jaki sposób to zrobiłam, po czy podrapałam się w głowę... i posypał się śnieg! I nie było wyjścia!! Maszynę w dłoń i jazda!!
Małż nie jest szczególnie zadowolony z nowego mężczyzny w domu, ale cóż zrobić... moje zdrowie psychiczne jest ważniejsze od jego upodobań.

poniedziałek, 2 maja 2011

Zaszczyty!

Już Wam opowiadaøam o S. Zuzannie... otóż tak bardzo spodobał jej się prezent, że poszła do naszego proboszcza i ... poprosiła o poświecenie dechy! Bo Ona znaczy Zuza chce się do niej modlić!
Normalnie łzy wzruszenia lały mi się strumieniem jak o tym usłyszałam!!
Nie każdego spotyka taki zaszczyt!! I dlatego jest on tak wielki! Można się ze mnie śmiać, bo... głupia baba się cieszy... Ale czy nie mam powodu do radości? Czy kogoś jeszcze spotkało coś takiego?