poniedziałek, 23 sierpnia 2010

... po urlopie...

Wczoraj ściągnęłam do domu po dwóch tygodniach szwendania się po Polsce...
Mam nową fryzurę, nowiutki make-up i oczywiście nowe ugryzienia komarów, bo jak bez nich?
Najpierw tydzień u Bożenki na wsi, pełen śmiechu i pracy artystycznej z wypadem do Stolicy...
Drugi tydzień miał być "tylko weekendem", rozrósł się do ponad tygodnia...
Byliśmy u Ewy w Michałowie, w środku lasu... w zagłębiu grzybowym.
Było świetnie, wspaniale, rewelacyjnie itd, itp.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Szop pracz...

Tak się dziś czuję... a do tego ten szop ma łeb jak bania karmelicka...
Szykowanie się do wyjazdu rozpoczęte. Pojęcia nie mam gdzie ja upchnę te wszystkie graty do decou... jeszcze troszkę ubrań będzie nam potrzebnych... Auto nie jest niestety z gumy!!! A szkoda...
Trzeba wziąć wszystkie (no prawie) serwetki, farby, lakier, masę pędzli, ze dwa kila gąbki i klamerkę... a jeszcze konewki, album, i papiery, i kropelki, i szlifierkę, i opalarkę. i lutownicę i Bóg wie co jeszcze... no i klej...
A w piątek o świcie ruszamy!
Marysia będzie doiła krowę, karmiła kury i obiecała sobie, że będzie jajka wybierała spod rosołu... się zobaczy.