wtorek, 8 czerwca 2010

Wydmuszka...


Nie wielkanocna niestety ale taka "zębowa"... słowa chirurga szczękowego...
A było tak: w piątek zaczął mnie pobolewać ząb - mądrości... - decyzja szybka i bezkompromisowa czyli do wyrwania.
Poleciałam wczoraj do przychodni i zarejestrowałam się na dziś rano - bo wiadomo lepiej rwać rano bo "w razie co" jeszcze masa godzin na szukanie pomocy.
Moja dentystka - przemiła i urocza starsza dama nie chciała tego robić bo "ząb wrośnięty i przy okazji mogę ten wcześniejszy też usunąć..." i skierowanie do specjalisty... a przy okazji to jeszcze chciała podłubać w tym co mi jeszcze zostało. Nie dałam rady bo mnie ten skurczybyk tak bolał, że nie usiedziałabym z jeszcze jednym bólem. Spasowałam, ale mam następny termin na przyszły wtorek ;)
Po czym pocwałowałam do przychodni specjalistycznej, która na szczęście nie była daleko i już po 25 minutach byłam na miejscu (pieszo)i stałam w kolejce do rejestracji.
Nawet nie zdążyłam zasiąść w poczekalni jak już mnie wywołali do gabinetu. Było ich aż czworo do mnie jednej... na szczęście lekarz to wielkie chłopisko z łapami jak bochenki chleba... Zajrzeli, pomędrkowali i kazali zrobić prześwietlenie... to poszłam...zrobiłam... wróciłam...
Zasiadłam na tronie, dostałam "lufę" i czekamy... Śmiałam się i jęczałam z bólu bo tu mnie boli a doktorki kawałami sypią...
ALE JUŻ MNIE NIE BOLI!!! UFF...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz