piątek, 26 marca 2010

Z misiem mi nie do twarzy...

Z nową fryzurą też nie, ale małż spuchł i już nie chciał ciąć... więc mam wygolone tylko "mniejsze pół". Podobno maszynka nie ciągnęła takiej ilości na raz ;).
A poza tym znowu byliśmy w trasie "markeciarskiej" i znowu kupiłam albumy. Te są oprawione czerpanym papierem z wtopionymi płatkami róż... romantycznie.

1 komentarz:

  1. napisałaś ,że jesteś najszczęśliwsza kiedy możesz być Kurą Domową .
    Ja też polubiłam nią byc , a kiedyś nie wyobrażalam sobie życia bez pracy...

    OdpowiedzUsuń