wtorek, 2 listopada 2010

Miód i marynowane grzybki.

To moje menu w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Małż tylko głową kreci, bo niby mam zachciewajki dziwaczne... Marzyciel, myśli, że zaciążyć można od samego patrzenia...
A tak naprawdę po prostu byłam i jestem przeziębiona i jem miód - naturalny antybiotyk... a grzybki na zakąskę bo zasłodzona jestem do obrzydzenia.
No ileż można pożreć miodu i nie mieć dość? Aż mnie otrząsa na samą myśl... o jeszcze jednej porcji... Na zmianę lipowy i gryczany... Mam jeszcze słoik jakiegoś wynalazku od mamy (dostała od kogoś i się podzieliła), ale tego nie ruszę... wygląda obrzydliwie... jak miód... "wzbogacany" cukrem... wrrrrr ohyda.
Idę się kurować... grzybkami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz