- Dla mnie dwa razy to samo! - zawołał za mną
- A konkretnie to co? - zapytałam,
- No to co robisz dla siebie - powiedział wskazując na drewniana łyżkę , którą właśnie wyjęłam z szuflady kredensu.
- Idę nakładać gładź na ścianę w kuchni, ile mam Ci jej nałożyć i na co?
- A myślałem, że będziesz robiła chleb z miodem...
To na tyle jeśli chodzi o pomoc mojego małża w remoncie... ale jak dziś powiedziałam sąsiadce że mam jeszcze 89 lat do końca tego wieku, żeby skończyć i tylko 9 lat i 363 dni do końca kredytu w związku z tym zdążę przed sprzedażą... tak myślę...
Zrobiłam dziś około 90 % najdłuższej ściany i 80 najkrótszej... zagruntowane, zaciągnięte emulsją czekają na właściwy kolor, reszta do szlifowania...
Z kolorem mam problem booooo,kredens i krzesła w ciemnym brązie, blat ma być taki sam, na ścianę płytki w czterech odcieniach... kupy... a na podłogę jasne "żeby Tobą cholera nie targała na widok jakiegoś okruszka na podłodze"... I teraz się zaczynają wyboje, kuchnia raczej ciemna, długa, kiszkowata, wygląda jak zaatakowana przez sporego tasiemca...
Odpadają odcienie żółtego, pomarańczowego i niebieskiego (jakieś nowe kolory).
Osobiście nie przepadam za czerwonymi a niebieskie są takie łazienkowe i zostają brązy i zielenie...
Małż wybrał kolor (paprykowy)... ale mu powiedziałam, że skoro już sama robię ściany to kolor też sama wybiorę... obraził się...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No to został jeszcze róż ;)!
OdpowiedzUsuńFajny blog:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!