sobota, 30 czerwca 2012

Odliczanie i coś jeszcze.

To odliczanie to wiadomo... do czegoś dobrego zazwyczaj. No więc (nie zaczynając zdania od "no więc") ja odliczam do zlotu dekupażowego. Ło matko! już się doczekać nie mogę. Jak dziecko...
W tak zwanym międzyczasie było zakończenie roku szkolnego. Uchetałam się jak dzikie zwierze... Mam w sobie coś takiego, co lubi orać. Zwłaszcza na ostatnią chwilę. Wiec orałam. Niemniej jednak rok szkolny zakończony został sukcesem. Marysia dostała świadectwo "z czerwonym paskiem". Wiadomo, że w pierwszej klasie takowe nie istnieje, ale jakież to wyróżnienie, kiedy się odbiera to świadectwo na uroczystym apelu... Z rąk dyrekcji, wśród innych prymusków.Generalnie fajne uczucie, zwłaszcza jak się własnego nie odbierało w ten sposób ;(
A więc wracając do meritum: jadę na zlot, najpierw jednak zaszczycę swoją przemiłą osobą krewnych małża (jakżeby inaczej mogli odebrać nasz nalot?), podejrzewam, że po zlocie zrobię jeszcze nalot na stolarnię tejże rodziny...
A potem nad morze! Matko jak ja dawno nie widziałam morza! Pół życia!!
I krew mnie dzisiaj zalała!!! Robiłam trunek na zlot! Mój ukochany likier wiórkowo-kokosowy zwany potocznie wiewiórkówką (nazwa własna). Mleko skondensowane mi się ścięło!! Wygląda jak kwaśne mleko ze starych dobrych czasów. Obrzydliwie! Smaku nie straciło ale walory estetyczne wpływają na smak... przynajmniej u mnie! Grrrr


A no i mamy nasze pierwsze ogórki małosolne w tym roku... poezja...

2 komentarze: