Tak sobie istniał... nikomu nie szkodząc?... Żył w cieniu wielkich i sławnych... W metropolii, wśród wysokich skomplikowanych budowli o nieznanym przeznaczeniu, poprzecinanych ruchliwymi arteriami, pełnymi życia i ruchu. Nieustannego hałasu o nic...
Nazywał się Rachityczny Kaszelek i zamieszkał w moich oskrzelach, nic dobrego w nich nie czyniąc... Jedynym skutecznym środkiem na jego niemile widzianą obecność jest antybiotyk... silny i dzielny stróż porządku. Dawka 1000 mg - wojownik, niepokonany, nieprzekupny i sprawiedliwy.
Won Kaszelku Rachityczny. Odejdź puki żyjesz...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja już ten Kaszelek Rachityczny przegoniłam ze swojej metropolii.
OdpowiedzUsuń